Tokyo Mew Mew

Ważne, że działa.

no.

Chociaż nie na wszystkich, niestety.

Na mnie owszem. Ale chyba jakaś dziwna jestem, w klasie jako jedyna nie mam obsesji na punkcie wyglądu i uważam największego przystojniaka za leniwą wronę (miałam z nim dyżur...).

Tak dyżury wpływają na ludzi.

I nie tylko na ludzi. Biedne kwiatki...

A jak jeszcze w klasie są jakieś zwierzęta...

U nas, na szczęście, nie ma zwierząt poza muchami i glonami (patrz: miska do namaczania gąbki).

U nas są może dyżury, ale często się mieszają, nie wiadomo kto jest (wychowawca wf-ista) więc zanim do mnie dojdzie to zaczyna się od początku Wink

U nas ludzie się zamieniają jak wariaty, ja byłam tylko 3 dni, potem się zamieniłam.

To ktoś chce być dyżurnym? To co u was takiego to daje?

Nic. Po prostu niektóre osoby mają "negatywne kontakty" z innymi przedstawicielami gatunku i wolą na przerwie siedzieć w ciepłej klasie i pożerać drożdżówki.

To ma sens. U nas dyżurni są od tablicy (mazania, wymieniania wody), bo my nie mamy swojej klasy.

Chyba lepiej jest nie mieć klasy... Mniej obowiązków, zero zostawania po lekcjach, żeby udekorować salę na Wielkanoc/Boże Narodzenie/każdą inną uroczystość.

Tak i mniej okazji do zdobycia lepszego zachowania...