Forum Tokyo Mew Mew Strona Główna FAQ Użytkownicy Szukaj Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Rejestracja
Tokyo Mew Mew
Forum na temat Tokyo Mew Mew! Kazdy zainteresowany mile widziany!
 Jeden na wszystkich, wszyscy na jednego Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Pon 19:48, 06 Mar 2006 Powrót do góry

Chapter 1.
-Nudzę się, Czarny.
-Nie martw się, Biały. Zemścimy się.
-Na kim? Na Błękitnym? Jemu się nic nie stanie, póki... no wiesz. Umowa.
-Biały, to ty nie wiesz, że on ją złamał?
-Czyli... El-Lan go...
-Właśnie. Hej, hop! I już nas tu nie ma!
-Dzięki, Czarny. Myślisz, że może... my też...
-Oczywiście. El-Lan... Dobra, poczciwa El-Lan...Pozwoli.
***
-No i, widzisz, Ichigo, co się stało. Zabił Miriam... i widzisz. Tisse też...
-No, Tisse żyje, jak widzę, ale już...
-Tak, wiem. I to wszystko...
-Wiem.
***
-MASAYA, TY KANALIO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-wrzasnęła Ichigo, wszedłszy do domu.
-O co chodzi, kochanie?
Mały Daisuke uśmiechnął się pod nosem. Zaczynało się to, na co czekał od dawna.
-JA CI DAM KOCHANIE!!!!!! ZABIŁEŚ TĘ MAŁĄ!!!!!!!!
-Kochanie, uspokój się....
-TAAK?!?! TY ZABIJASZ DZIECI, A JA MAM BYĆ SPOKOJNA!!!!
Ichigo wyjęła wałek. Daisuke uśmiechnął się szerzej.
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
-Z KIM JA ZWIĄZAŁAM MOJE ŻYCIE!!!!
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
-KANALIA!!!!
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
-MORDERCA DZIECI!!!!
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
-A MASZ!!!! MOGŁAM ZOSTAĆ Z QUICHE'EM!!!!
ŁUP! ŁUP! ŁUP! Aoyama leżał u stóp rozwścieczonej Ichigo w stanie co najmniej żałosnym.

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Khajitt dnia Pon 16:13, 20 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Śro 19:00, 08 Mar 2006 Powrót do góry

chapter 2.
Daisuke nie tylko bał się ojca. On go po prostu nie lubił. Poza tym... no, nieważne. Zresztą wiedział, co takiego robi jego ojciec, zaczynając od zabijania Zwierzarów.
-Mamo?
-Tak, Daisuke?
-Czy tata jest złym człowiekiem?
-Tak.
-Więc dlaczego za niego wyszłaś?
-Bo byłam zakochana. Na zabój. Nie poznałam go dobrze... mój błąd.
***
-No, Biały! Chodź!
-Gdzie?
-Do El-Lan!
-A ty oczywiście wiesz, gdzie El-Lan mieszka.
-Wiem.
-Czarny!
-Tak?
-Ty... ty... ty... ty skarbnico wiedzy jedna! Ty pierwiastku kwadratowy z dwadzieścia siedem koma cztery!
-O co chodzi?
-I pary z gęby nie puścił, a wie nawet, ile włosów w ogonie ma Wodny Ptak oraz gdzie i dlaczego się ukrywa!
-No wiesz, to MOJE zadanie... dowiadywanie się różnych rzeczy i ujawnianie ich w odpowiednim momencie. Właśnie dlatego to ja jestem Czarny, prawda?
-No tak... a co wiesz o El-Lan?
-No, mieszka niedaleko, tam, w zagajniku, z mężem i córką...
-CÓRKĄ?! MĘŻEM?!
-No tak. Ma ten swój miecz, Tęczową Mgiełkę, a jej mąż ma inny, Ostatnie Życzenie. Mają małą córeczkę, Tisse. Ten jej mąż nazywa się Quiche. Mieli też drugą córkę, Miriam, to była ta, którą widzieliśmy, jak się roztrzaskała...
-TO BYŁA CÓRKA EL-LAN?!?!
-Adoptowana. No i wiem, że teraz El-Lan jest w ciężkim szoku. A Quiche jest wściekły na Błękitnego i pragnie jego śmierci.
-Zrozumiałe. To jak, pomożemy im?
-Jasne, Biały. Czarny Syriusz i Biały Syriusz- zawsze gotowi, by pomścić rodzinę!

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Pon 18:50, 13 Mar 2006 Powrót do góry

chapter 3.
El-Lan siedziała i opatrywała rany młodego smoka.
-A jak cię zwą?-zapytała.
-Mam na imię Cogito. Pan mnie wyrzucił, pobratymcy poranili i wyrzucili ze społeczeństwa. Nie ma dla mnie nadziei, póki nie znajdę nowego pana, a nie znajdę, póki nie powrócę do społeczeństwa... więc jestem sam i nikt mnie nie kocha.
-Mylisz się, Cogito. Jak znam moją żonę, to ona nie pozwoli ci odejść... prawda, kochanie?-odezwał się Quiche.
-Oczywiście. A zresztą... ty jesteś tak podobny do... do Miriam...
-Upodobniłem się do mojego pana. I co? Wyrzucił mnie, gdy mu powiedziałem, że nie powinien wyrzucać córki do śmietnika... to było kilkanaście lat temu.
-CO?! Byłeś u... u ojca Miriam?!
***
-No, Biały, ale ja muszę zniknąć na parę dni. Zaczekaj u El-Lan. Poszukam czegoś. Pa!
***
-Heja, Quiche. Chcę ci przedstawić moją żonę, Mariel... i moje dzieci. To jest Bursztyn, a to Jantaria.
-Dzień dobry panu!!!!-wrzasnęły maluchy.
-Milutkie.
-Nie sądzę.
-Ale chyba jeszcze ich nie spoważniłeś?
-Skąd! Żona mi nie pozwala. Gdyby nie ona, to by się nazywały Cake i Cookie.
-Ech... tak to już jest z tymi kobietami... El-Lan też...
Nagle Quiche poczuł ukłucie. Obrócił się i zobaczył El-Lan.
-MÓWIŁEŚ COŚ?
-Ja? Nic...-jęknął Quiche.
***
-Czyli ciebie też?
-Tak. I ja myślę, że to to stare babsko ją na nas nasłało.
***
-CO?! WY TEŻ?!
-No niestety.
-Trzeba go zabić! Jee!
-Ma rację.
-Tak.
-Trzeba.
-Wszyscy.
-Przyjdźcie do mnie za trzy dni. El-Lan pomoże go zabić. I nasz smok, Cogito, również.
-To świetnie.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Śro 14:08, 15 Mar 2006 Powrót do góry

chapter 4.

Pierwsi przyszli Tarta i Pie (z żoną i dziećmi). Zaraz po nich- Ichigo z Daisuke, potem Purin, Zakuro z jakimś maluchem (podobnym do Ryo), Minto z synem i Retasu z córką. Quiche cieszył się, że tak dużo osób chce im pomóc. El-Lan jednym błyskiem oczu "zrobiła" odpowiednią ilość siedzisk, po czym wysłała dzieci na górne piętro, do pokoju Tisse. Wszyscy rozsiedli się wygodnie, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Kogo szlag przynosi?-zapytała uprzejmie El-Lan.
-Dwie skrajności, które się nie zwalczają.-odpowiedział głos.
-Wejdźcie, wejdźcie!
Weszło dwóch chłopaków: obaj wysocy, szczupli i długowłosi, ale różnili się barwami: jeden był blady, oczy miał lodowato błękitne, a włosy tak jasne, że ledwie muśnięte kolorem i nosił śnieżnobiałą tunikę, a drugi- czarnowłosy, czarnooki, ciemnoskóry i w czarnej tunice. Ten drugi miał wypchaną torbę podróżną, oczywiście czarną.
-Czarny Syriusz i Biały Syriusz.-przedstawiła ich El-Lan.-Kiedyś moi sąsiedzi. Czarny, przygotowałeś pewnie jakąś ciekawą i pouczającą historię? Ta poprzednia uratowała mi życie.
-Zaraz! Mieliśmy się naradzać, jak zabić Błękitnego!-zaprotestowała Zakuro.
-Nie możemy go zabić.-mruknął Czarny.-Właśnie o tym chcę powiedzieć.
-Nie możemy?-jęknęli wszyscy.
-Nie wolno nam. Inaczej...-tu Czarny złowieszczo przejechał sobie palcem po uchu.
-On nie może być czysty ani nawet połówka! Pachnie inaczej!-zaprotestowała El-Lan.
-No to popatrzcie.-Czarny wyjął z torby trzy teczki. Z jednej z nich wyjął zdjęcie.
-Shad'el!-zdziwiła się El-Lan.
-Tak, to on. To jego zdjęcie ślubne.
-Widzę.
-Jee! Dlaczego on ma obcięte końce uszu?-zapytała Purin.
-To piętno wygnańcze. Jego kara została odwołana, jednak Shad'el nie chciał zdjąć piętna i wrócić do Zwierzarów, bo spotkał piękną dziewczynę, która nazywała się-tu Czarny zrobił znaczącą pauzę- Rei Aoyama.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Śro 19:52, 15 Mar 2006 Powrót do góry

chapter 5.

Ciszę przerwała Zakuro.
-Co z tego, że jego żona była od Aoyamów? To nie może być jego matka, skoro przecież kobieta nie zachowuje nazwiska po ślubie?
-Ale Shad'el nie miał nazwiska, był... jest przecież Zwierzarem. Przejął nazwisko żony.-odparł Czarny.
-Ale Błękitny nie pachnie jak Zwierzar, nie może być jego synem!
-Zobaczcie! Czy to wam czegoś nie przypomina?-Czarny pokazał inne zdjęcie. Przedstawiało jedenaścioro może kosmitów w różnym wieku, ustawionych w półokrąg. Pośrodku stał mały, dziesięcioletni może Masaya trzymający misia.
-Kim oni są?-zapytała Ichigo.
-To są młodzi Aoyamowie, wszystkie dwanaścioro dzieci Shad'ela.
-ON MIAŁ DWANAŚCIORO DZIECI?!?!-wrzasnęli wszyscy poza El-Lan i Quiche'em.
-Ma, z czego jeden uciekł z domu, aby nie wypełniać zadania powierzonego mu przez ojca i ożenić się z dziewczyną, która nie podobała się jego matce.
-Który?
-Najmłodsze, dwunaste dziecko, siódmy syn, którego ojciec nazwał imieniem Masaya. Pokładał w nim wielkie nadzieje, większe niż w pozostałych, i obdarzył go znacznie większą mocą niż pozostałą jedenastkę razem. Nie trzeba się długo przyglądać, żeby stwierdzić, że to on, prawda?
-No...
-A to znalazlem przy okazji.-Czarny pokazał zdjęcie przedstawiające pięcioro Zwierzarów: Kocianina, Wilczarę, Delfiniaka, Małpiaczkę i Ptaszniaczkę.
-Kim oni są?- zapytała Ichigo.
-Tu na odwrocie stoi namazane: "Moja droga Kiyomi, to właśnie jest nasza piątka, na siedem lat przed tym, jak TO się stało. Ptaszniaczka to Aizeewa, Delfiniak- Midorik, Małpiaczka to Fonera, Wilczara- Fujiware, a ten młody Kocianin- to ja. Mam nadzieję, że to zdjęcie dojdzie do Ciebie szybciej niż ja. Noda, już nie syn Nari-kone, ale Momomiya. W pełni zasłużyłem na to miano...".
-A co to znaczy po waszemu- Momomiya?
-Tyle, co "obciętouchy szlachcic" lub "wygnany książę".

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Czw 15:38, 16 Mar 2006 Powrót do góry

chapter 6.

-Czyli moje nazwisko panieńskie było hańbą?-zapytała Ichigo.
-Tak. Ów Noda, jak się dowiedziałem, popełnił zbrodnię: pokochał człowieka.
-Człowieka?
-No, człowieka rodzaju żeńskiego, ale człowieka. Zaczęło się jednak od założenia grupy o nazwie "Tokyo Miou Miou".
-Kiedy?
-Jakieś półtora tysiąca lat temu. W skład tej grupy weszła ta piątka na zdjęciu. Grupa ta prowadziła różne demonstracje, koncerty i tym podobne przeciwko zabijaniu ludzi w ogóle, w tym dla pożywienia. Osiągnęli swój cel dopiero sto kilkadziesiąt lat później, a ponieważ podczas prowadzenia akcji nie byli pełnoletni, ukarano ich siedem lat po założeniu Tokyo Miou Miou, gdy skończyli dwanaście lat. Wszyscy bez wyjątku zostali wygnani, po czym poślubili ludzi, no i pozakładali sławetne teraz rody.
-Czyli to nie był przypadek, że dostałyśmy właśnie takie geny?
-Oczywiście! Wilk do Wilczary, kot do Kocianina, małpa do Małpiaczki...
-Ale skoro to było półtora tysiąca lat temu...
-Krew się nie rozcieńcza.
-Więc tak: pochodzimy od wygnańców, Aoyama jest w połowie Zwierzarem, więc my, skoro mamy krew Zwierzarów, nie możemy go zabić. El-Lan i Mariel nie mogą, bo są czystymi Kociankami, Quiche i Pie nie mogą jako poślubieni Zwierzarom. No to nikt z nas nie może zabić Błękitnego, chyba, że ty, Czarny, znajdziesz jakiś kruczek prawny...-mruczała Zakuro.
-Nie ma kruczków w prawie religijno-gatunkowym.-jęknął Czarny.
-Tarto, twoja osiemnastka.-uśmiechnęła się El-Lan.-A zresztą, jest kruczek: możemy go trochę pomaltretować...
Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Pon 16:12, 20 Mar 2006 Powrót do góry

chapter 7.

Następnego dnia praca wrzała. El-Lan szykowała miecze dla mew mew, Quiche ćwiczył nie do końca śmiertelne ciosy, mew mew opracowywały plan ataku, a Tarta trenowała strzelanie ze strzelby na słonie (ulepszonej przez El-Lan).
-Mam dosyć. Idę się przejść.-powiedziała Zakuro.
-W porządku, nie spieszy się. Masaya po południu wyjeżdża na jakiś czas, a dzisiaj i tak go nie zabijemy.-odparła Ichigo.-A Minto jest prawie tak dobra w strategii co ty.
-A właściwie... Czarny i Biały Syriusz... co to za jedni?- zapytał Quiche.
-Typowe chłopaki w tym wieku. Czarny nie stroni od mocnych trunków, a Biały od kobiet, które prowadzą się gorzej niż powinny.-odpowiedziała El-Lan.
-Znaczy po prostu dziwek?
-Niezupełnie. Te kobiety... niekiedy wręcz dziewczyny... są międzyprofesjonalne. Chcesz coś upłynnić bez zbędnych pytań? Czemu nie! Pragniesz towarzystwa sympatycznej, ładnej i rozmownej młodej kobiety? Proszę bardzo! Potrzebujesz przewodnika po mieście? Nie można lepiej trafić! Po prostu nie masz co robić całą noc? Nie ma problemu! Zazdrościsz komuś jakiegoś przedmiotu, albo ktoś jest dla ciebie niewygodny? Już te dziewczyny wiedzą, do kogo cię skierować.
-Aha, rozumiem... znaczy, nie wszystko. One wiedzą dużo, te dziewczyny?
-Tak, i znają wszystkie potrzebne osoby: złodziei, skrytobójczynie, pędzarzy...
-Kim są pędzarze?
-Robią trunki, głównie datta s'kwah. To ma tylko 3%, ale naprawdę ma smaczek.
-Więc takie dziewczyny wiedzą wszystko o danej wiosce?
-Nie tylko. Wiedzą wszystko o wszystkich miejscach i osobach w promieniu co najmniej 100 km.
-To może wynająć skrytobójcę na Masayę?
-Chcesz się pozbawić całej zabawy?

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Śro 18:16, 05 Kwi 2006 Powrót do góry

chapter 8.
Minęło siedem miesięcy i, niestety, trzeba było zrezygnować z ataku na Aoyamę z powodu El-Lan. Nie chciano pozbawiać jej uciechy, a z przyczyn niezupełnie od niej niezależnych nie mogła walczyć- mianowicie przeszkadzał jej brzuch wypełniony małym El-Kanetem. Już pół roku była w ciąży. Tego dnia postanowiła pójść na spacer. Niestety, spotkała Błękitnego.
-Och, kochasia Quiche'a!-roześmiał się.-Już nie taka wielka wojowniczka? Mała kura domowa?
-Zamknij się! Nawet swojego dziecka nie szanowałeś, gdy się nie narodziło! Ale ode mnie wara!
Błękitny roześmiał się szyderczo i dokonał aborcji, wbijając El-Lan miecz w brzuch. Dziewczyna zwinęła się z bólu. Błękitny roześmiał się jeszcze raz, ciął El-Lan jeszcze kilkanaście razy i uciekł. Zalana krwią, El-Lan z trudem doszła do domu, a w jej głowie kołatała się tylko jedna myśl: "On zabił moje dziecko... on zabił moje dziecko..."
El-Lan znów szła, ale tym razem miała przy sobie Tęczową Mgiełkę, a nie miała El-Kaneta, brutalnie zamordowanego przed urodzeniem. El-Lan wiedziała, że niektóre ludzkie kobiety zabijają swoje dzieci, ale w głowie jej się to nie mieściło. Nagle zobaczyła Błękitnego. I ostrze miecza wystające z jej piersi.
-Przepo...wiednia!-zawołała jeszcze i upadła na kolana. Więc tak ma umierać? Jak bohaterka, a jednocześnie jaj szmata?
Zjawił się Quiche.
-El-Lan!-zawołał i objął ją mocno.
-Quiche... kocham cię.-szepnęła i skonała. Tak, jak chciała- w ramionach Quiche'a.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Czw 14:42, 06 Kwi 2006 Powrót do góry

chapter 9.
Quiche wrócił do domu, usiadł na pryczy i rozpłakał się. To przecież nie miało być tak! El-Lan miała żyć, żyć i być z nim! To Błękitny miał zginąć, nie ona! To nie tak...
-Tatik?-Tisse przerwała jego płacz.-Jestem głodna...
Quiche wstał. Kiedyś El-Lan mu powiedziała: "misja misją, ale dziecko karmić trzeba". Więc wyjął bochen chleba, rybę, masło i kawałek mięsa, po czym spojrzał na pryczę. Tak jak wszystkie przedmioty w tym domu, aż promieniowała działaniem El-Lan. Ta sama prycza, na której El-Lan go położyła przed laty, zanim poznała jego imię... ten stół, który kiedyś razem heblowali... to wszystko, co miało duszę przy El-Lan... To wszystko napełniało go smutkiem, wręcz rozpaczą, że to się skończyło, że El-Lan nie wróci...
***
-...a wtedy...-ciągnął Aoyama.
-Tato, przestań!-prosił Daisuke.
-...wtedy ja jej wbijam miecz w plecy...
-I ty się nazywasz rycerzem?
-W pierś czy w plecy efekt taki sam... A ona mi jeszcze przypomina o tej bzdurnej przepowiedni, w którą zresztą nie wierzę...
-Jakiej przepowiedni?
-No, że jeśli ją zabiję, to sam zginę w ciągu tygodnia. Bzdura! No i wtedy przyszedł ten jej mąż, ona mu powiedziała, że go kocha, nie wiadomo po co, i wtedy kipnęła. Dobrze, nie, mały?
-Nie!-rozpłakał się malec.
-TY KANALIO!!!-wrzasnęła Ichigo i sięgnęła po wałek.-ZGINIESZ, JAK NIE Z MOJEJ RĘKI, TO Z RĘKI QUICHE'A!!! I CHRZANIĆ ZWIERZARSKIE POCHODZENIE!!!

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Pon 18:37, 10 Kwi 2006 Powrót do góry

Chapter 10.
Ichigo szła przez las, zostawiwszy syna samego, bo nieprzytomny Aoyama się nie liczy, i zobaczyła płomienie. Pobiegła i z daleka już zobaczyła płaczącego Quiche'a obok płonącego stosu.
-Quiche? Co się stało?
-Nie wiesz? Błękitny... zabił mi żonę i syna.
Stali tak, milcząc, przez dłuższą chwilę.
-Ichigo...
-Tak, Quiche?
-Dziękuję, że tu przyszłaś.-Quiche uścisnął rękę Ichigo.
-Quiche... ty płaczesz?
-Tak...
***
-Moje kondolencje, stary, ale postaraj się o niej zapomnieć, dobra? To nudne, takie użalanie się nad sobą...
-Zostaw go, Pie. A ty, Quiche... żyj. Masz przecież córkę...
Quiche zerwał się.
-Tisse! Została tam sama!
Wbiegł do domu i od razu zobaczył plamę krwi...
-Tisse!
-Tu jestem, tatik...-szepnęła Tisse.
-Jesteś ranna?
-Nie, ale on jest.
-Kto?
-Błękitny.
***
Ichigo przyszła do Quiche'a.
-Quiche? Masz miecz El-Lan?
-Tęczową Mgiełkę? Mam.
-Spróbuj ją połączyć z twoim mieczem... Shad'el mi to poradził.
-Shad'el? Ojciec Błękitnego?
-Tak, on.
Quiche wyjął oba miecze i położył je obok siebie.
-Połączcie się.-rozkazał. Miecze stopiły się ze sobą.
-Witaj... Tchnienie Miłości.-szepnął Quiche. Nagle miecz zaczął śpiewać pieśnią, która rzuciła Ichigo na kolana i sprawiła, że pod Tisse ugięły się nogi. Jedynie Quiche stał niewzruszenie.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Wto 16:23, 25 Kwi 2006 Powrót do góry

chapter 11.
Quiche stanął naprzeciw Aoyamy z Tchnieniem Miłości w ręce. Po kilku ciosach Aoyama uciekł.
-Wygrałem?-zdziwił się Quiche. Ale Aoyama wytłukł wszystkich poza Quiche'em, Ichigo i Tisse. Gdy podniósł miecz, aby wbić go Ichigo w serce, nagle cegła walnęła go w głowę.
-Świetny rzut, Nekoi!-rozległ się dziewczęcy głos.
-Mówiłam ci, Khajitt, że w rzucie cegłą nie mam sobie równych!
-No dobra. Chyba zostawimy Quiche'owi zaszczyt zabicia go? Quiche! Zabij go!-zawołała dziewczyna nazwana Khajitt. Quiche natychmiast wbił Tchnienie Miłości wprost w serce Aoyamy.
-No to teraz... KLAWIATURY MOC!!!-zawołała cała piątka dziewcząt. Większość zabitych nagle wstała z martwych.
-Zaraz! Kto wy jesteście?-zapytał Quiche.
-Ja jestem Nekoi-przedstawiła się jedna z dziewcząt-a to są Khajitt, Mew Purin, Mew Ichiro i Anemone.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Pią 10:20, 28 Kwi 2006 Powrót do góry

chapter 12.
-Ale skąd wyście się tu wzięły?-zapytał Quiche.
-To pomysł Nekoi.-odparła dziewczyna nazwana Khajitt.
-Nie, Khajitt. To twój pomysł.-zaprzeczyła Nekoi.
-Może...-mruknęła Khajitt.-Nie będę się sprzeczać...
-Ale JAK WYŚCIE TO ZROBIŁY?!
-To moc klawiatury. Z nią możemy niemal wszystko.
-Wszystko? Wskrzesiłyście El-Lan?
-Nie, na to moc klawiatury była za słaba, bo trzeba by odtworzyć ciało. I tak mnóstwo mocy zużyłyśmy na podróż tu...
-A ta moc... się odtwarza?
-Tak, w godzinę... ale nawet pełna moc klawiatury jest za słaba na odtworzenie ciała.
-Khajitt, nie wciskaj mu kitu!-syknęła Nekoi wprost w ucho Khajitt.-Przecież możesz zasilić moc klawiatury!
-Zasilić moc klawiatury?-powtórzył Quiche.-Czym?
-Magicznymi przedmiotami, mieczami...
Quiche przyniósł Tchnienie Miłości. Khajitt połączyła oba przedmioty.
-To nadal wygląda jak klawiatura.-stwierdziła mew Ichiro.
-A jak ma wyglądać? Chyba podwoiła moc, ale wciąż jest zbyt słaba... tu potrzeba mocy tworzenia...-Khajitt wyjęła z kieszeni długopis i zjednoczyła go z klawiaturą.-Wciąż za słaba. Ma ktoś długopis?
Mewpurin wyjęła z kieszeni pióro.
-Może być?
-Oczywiście.-Khajitt dokonała zjednoczenia. Potem podniosła klawiaturę.
-KLAWIATURY MOC!!!-wrzasnęła. Światło buchnęło z dziewczyny i klawiatury. Po chwili zgasło, a Khajitt upadła na ziemię.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Czw 15:27, 04 Maj 2006 Powrót do góry

chapter 13.
-NIEEEE!!!-wrzasnęła mewpurin.-TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA!!!!
-Nie potrząsaj nią tak!-Quiche chwycił ją za rękę.-To jej może zaszkodzić!
-To ona... żyje?
-Jasne, że żyje! I tak ma zostać, nie sądzisz?
-Ale... ona...
-Po prostu zemdlała. Włożyła we wskrzeszenie El-Lan dużo własnej siły. Ichigo! Chwyć ją za nogi. Zaniesiemy ją do mnie.
Quiche chwycił Khajitt za ręce, Ichigo- za nogi. W ten sposób przetransportowali ją do domu Quiche'a i położyli na pryczy.
-A gdzie El-Lan? Przecież Khajitt ją chyba wskrzesiła, prawda?-zapytała Nekoi. Quiche uśmiechnął się.
-Grób El-Lan był kawałek drogi stąd. Jeszcze trochę i...
-Heja!-zawołała od progu El-Lan i z miejsca wyściskała Quiche'a. Dopiero potem spojrzała na pryczę.
-C...co to za *** bezcześci moją pryczę?!-wściekła się.
-Spokojnie, Kiciu, to jest dziewczyna, która cię wskrzesiła!
-A to przepraszam. A to zbiegowisko? Impreza jakaś?
-Skąd! To ekipa z Polski!
-Z Polski? Znacie może Nelina? Albo Enite?
-Khajitt zna.-Nekoi wskazała na nieprzytomną towarzyszkę.-Ale wiele nie powie.
-Dobra. Z drogi. Ja się nią zajmę. Wszyscy won.
Nikt się nie ruszył.
-WON!!! WSZYSCY!!! JUŻ!!!-wrzasnęła El-Lan. Wszyscy natychmiast wyszli.
-To co robimy?-zapytała mewpurin.
-Idziemy na imprezę.-zaproponował Quiche.-Albo obejrzymy show Purin.
-Chyba lepiej show, bo jak pójdziemy na imprezę bez Khajitt, to ona się wścieknie i niewiele z nas zostanie...-mruknęła Nekoi. Wszyscy poszli w stronę parku, gdzie Purin już zabrała się do robienia show.
-Purin, coś super ekstra, bo one są z Polski.-szepnął Quiche.-A ta tu to mewpurin.
Purin zrobiła show super ekstra.
-A ty-zwróciła sie do mewpurin-Ty tu zostajesz.

cdn


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khajitt
Profesjonalista
Profesjonalista



Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 2183 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/7
Skąd: spod ciepłej kołderki...
PostWysłany: Pon 15:10, 15 Maj 2006 Powrót do góry

chapter 14.
Quiche z ekipą z Polski wrócił do domu, gdzie El-Lan gotowała obiad. Nieruchoma Khajitt wciąż leżała na pryczy i wyglądała na martwą.
-Nic nie mogę już zrobić.-powiedziała El-Lan.-Prawdopodobnie umrze w ciągu dwóch godzin.
-I nic nie da się zrobić?-szepnął Quiche.
-Nic.-odparła El-Lan. Quiche pochylił się nad dziewczyną.
-Wiesz, Khajitt... Gdybyś się przebudziła, to... to bym ci powiedział... to co czuję. Khajitt... ja cię kocham.
Wtedy na twarz Khajitt powróciły barwy życia. Dziewqczyna szeroko otworzyła oczy i wstała.
-Quiche, to prawda?-zapytała.
-Tak, Khajitt... zawsze chciałem mieć taką dzielną i ofiarną córkę.
Gdyby Khajitt była Kocianką, zwiesiłaby uszy.
-Ach, tak.-szepnęła.-Ale my musimy wracać do Polski... mocą klawiatury...
-W porządku.-uśmiechnęła się El-Lan.-Dam wam trochę soku ze śmigiełki, wy, ludzie, czegoś takiego nie macie, a jest pyszny.
***
-No to używamy mocy?-zapytała Nekoi, gdy już się oddaliły.
-Ja tu zostaję.-oświadczyła Khajitt.
-Niby jak?-zdziwiuła się mewpurin.
-A tak.-Khajitt dotknęła klawiatury i zmieniła się w smoka.-A wy wracajcie.

koniec


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)